24 lipca 2016

Bo jesteśmy zbyt wrażliwi, by być na tym świecie 1/3


ASTRO / Sanha / część I

 
Sojin przeszła między krzaczkami i dotarła do ścieżki prowadzącej w głąb lasu. W cieniu było zimniej niż na pełnym słońcu, co dawało ulgę w ciepłe dni wiosny. W nozdrzach czuła charakterystyczny zapach iglaków i liści, które leżały tam od zeszłej jesieni. Słyszała niepowtarzalne, uspokajające piosenki ptaków, kryjące się w koronach drzew. To był jej ulubiony dźwięk znacznie lepszy od energicznych piosenek z banalnym tekstem.
Przez odbiegające upodobania i zachowanie nie miała wielu przyjaciół. Według rówieśników była dziecinna, a zdarzały się znacznie bardziej raniące stwierdzenia. Starała się tym nie przejmować i nie wstydzić się swoich poglądów. Uwielbiała orzeźwiający deszcz, słoneczne dni, leniwie spadające płatki śniegu i szum wody. Ciekawszym zajęciem dla dziewczyny było obserwowanie poruszających się na wietrze roślin niż oglądanie telewizji. Tak naprawdę miała niezwykle cenną umiejętność w tych czasach – potrafiła dostrzegać małe rzeczy, czyny i cieszyć się drobnostkami.
W spokojnym lesie słyszała śpiew ptaków i swoje kroki. Szelest liści i łamiących się gałązek pod stopami niezwykle ją uspokajał i wprowadzał we własny świat, tylko dla niej. Tam mogła być, kim tylko chciała i nikt jej nie oceniał. W taki sposób uciekała od problemów codzienności, które dopadały każdego.
W końcu wyszła obok niewielkiego jeziorka, skrytego w cieniu płaczącej wierzby. Kilka promieni słońca przedostawało się przez koronę i nadawało miejscu magicznej aury. Dziewczyna usiadła i oparła się o gruby pień. Właśnie tutaj było jej miejsce na Ziemi i pragnęła zostać tam jak najdłużej. Przymknęła oczy i pozwoliła, by liście delikatnie pieściły jej policzki.
Tajemnicze jeziorko, jak lubiła je nazywać, miało swój urok, w każdej porze roku i dnia. Sojin wymyśliła różne historyjki o terenie. A każda z tych bajek była pomysłowa i dopracowana pod wieloma względami. W wielu z nich umieszczała wróżki, nimfy, jednorożce i złośliwe skrzaty, które spotykały ciekawe oraz nietuzinkowe przygody.
Dzień był upalny jak na kwiecień, więc dziewczyna postanowiła ściągnąć płaskie, czarne buty i białe skarpetki, i zamoczyć nogi w orzeźwiającej wodzie. Obuwie zostawiła przy drzewie, natomiast sama ruszyła po zielonej trawie, która łaskotała ją w bose stopy. Było to miłe uczucie.
Usiadła na kamieniu obrośniętym mchem i pozwoliła się ochłodzić. W świecie wyobraźni zamieniała się w dziewczynę odzianą w śliczną, białośnieżną sukienkę z wiankiem na głowie, nucącą najpiękniejsze pieśni. Uwielbiała śpiewać, w przyszłości pragnęła poświęcić się muzyce i tworzyć piosenki płynące z jej serca.
Nagle zamarła, kiedy poczuła uścisk na lewej kostce. Nie wiedziała, co się dzieje. Próbowała cofnąć nogę, jednak coś to uniemożliwiało. Nim spostrzegła, wpadła do jeziora. Jej ciało zaczęło spadać na dno, a oczy zamknęły się, pozwalając, by Sojin spowił sen.
Kiedy się zbudziła, leżała na trawie ciepłej od promieni słońca. Było jej wygodnie, jakby spała na najlepszym materacu. Usiadła i, zaciskając dłonie w pięści, przetarła oczy. Odskoczyła przestraszona, a spomiędzy warg wydarł się stłumiony krzyk, kiedy spostrzegła postać znajdującą się nieopodal.
Był to chłopak o dziecięcej twarzy i farbowanych na blond włosach. Z zaciekawieniem przyglądał się ciemnowłosej Sojin, która podwinęła nogi do siebie, z przestrachem spoglądając na nieznajomego. Usta wykrzywił w szerokim uśmiechu, przez co oczy zwęziły się, nadając mu uroku.
– Jestem Sanha – przywitał się, kiedy podszedł bliżej.
Dziewczyna nie odparła, a tylko szukała opuszkami palców błękitnej bransoletki, niezwykle dla niej ważnej. Dostała ją od swojego dziadka, dawno nieżyjącego. Ta prosta biżuteria dodawała jej wiary w siebie i przypominała o mile spędzonym czasie z krewnym.
– Jak się nazywasz? – zapytał chłopak, siadając tuż obok niej.
Sojin zaprało dech w piersiach. Czuła zapach charakterystyczny dla jezior i woń dzikich kwiatów. Była to dziwna, choć miła dla nosa mieszanka. Przyjrzała się młodzieńcowi. Drobna twarz i uroczy uśmiech sprawiały, że wyglądał na przyjaznego człowieka.
– Sojin. – Głos jej drżał, odkaszlnęła i powtórzyła swoje imię.
– Ładnie – stwierdził, przeciągając samogłoski w wyrazie. – Ja jestem Sanha.
Szesnastolatka skinęła głową, pozwalającm by włosy opadły na twarz. Sanha zachichotał i poprawił jej fryzurę, muskając przy tym zaróżowiony policzek i drobny nos. Dłoń miał zimną, jakby cały czas trzymał ją w lodowatej wodzie.
Sojin przygryzła pełną wargę i spojrzała w oczy towarzysza. Były one czarne z domieszką ciemnego niebieskiego, co dodawało niezwykłego efektu. W końcu odważyła się na uśmiech, odsłaniający równe zęby.
Poszukała dłonią bransoletki, która powinna znajdować się na nadgarstku. Spanikowała, w końcu wcześniej znajdowała się na jej przedramieniu. Była to dla niej bardzo ważna rzecz, jedyna, która pozostała jej po dziadku. Rozpoczęła przeczesywać trawę, natomiast Sanha przyglądał się twarzy Sojin, analizując każdy detal. Wyczuł jej pozytywne nastawienie do świata i wrodzoną delikatność. Dziewczyna zaczęła ronić pierwsze łzy.
– Zgubiłaś coś? – zapytał z zaciekawieniem chłopak.
Koreanka skinęła w odpowiedzi głową. Pociągnęła nosem i odparła:
– Bransoletkę, którą dostałam od dziadka.
Młodzieniec w zamyśleniu podrapał się po karku. Bladą twarz rozjaśnił uroczy uśmiech. Kompletnie go nie zrozumiała. Bawiło go to, że straciła coś cennego?
– Nie musisz płakać. Pomogę ci. Jeśli znajdę bransoletkę, zgodzisz się coś dla mnie zrobić? A więc, zgadzasz się?
– A czego chcesz? – zapytała, spoglądając na niego z nutką podejrzliwości.
– Najpierw musisz się zgodzić.
– Och, zgoda.
Sanha wstał i z entuzjazmem ruszył w stronę Tajemniczego jeziorka. Zniknął pod taflą wody, co zaniepokoiło Sojin. Już miała wskoczyć do wody, kiedy go ujrzała. Uśmiechniętego, wymachującego jej zgubą w dłoni.
Rozpromieniła się i podbiegła do niego, dziękując szczerze. Przejęła i założyła biżuterię. Zaskoczyło ją jednak to, że chłopak nie był wcale mokry, a tylko przeraźliwie zimny. Cofnęła rękę, jeszcze raz odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu. Zapałała wielką sympatią do młodzieńca.
Usiedli na trawie, niczym na najwygodniejszym i najprzytulniejszym dywanie. Przedzierające się przez liście promienie oświetlały ich twarze. Sojin słyszała tylko bicie swojego serca i równe oddechy ich obojga.
– A więc… – zaczęła ukradkiem spoglądając na Sanhę, który siedział z przymkniętymi oczami, napawając się smugą światła. – Co mam dla ciebie zrobić?
– Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Wspólnie spędzali czas i zwierzali się z sekretów. Tylko tyle chcę.
Prośba zaskoczyła, ale i uradowała Sojin. Naprawdę chciała mieć przyjaciela od serca. Takiego, któremu mogłaby się wyżalić, ponarzekać, doradzać oraz śmiać się i cieszyć z błahostek. Pokiwała energicznie głową, jak dziecko, które z radością przyjmuje ulubiony łakoć. Jej serce roznosiło szczęście, bo w końcu miała kogoś bliskiego i godnego zaufania.
Ułożeni brzuchami na trawie, zaczęli cieszyć i śmiać się, choć żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Wspólnie zbierali dmuchawce i pod nosem wypowiadali pragnienia, zamykając oczy, jakby to decydowało o spełnieniu ich marzenia. Rozradowani skakali po łące, między kwiatami, niczym młode sarenki. Zachowywali się jak dzieci, którymi nie tak dawno jeszcze byli.
Sojin usiadła na kamieniu obrośniętym mchem, brodząc stopami w wodzie. Z jej ust wydał się cichy jęk, kiedy przypomniała sobie, że powinna wracać do domu. Minęło dobre kilka godzin, ale nie wiedziała dokładnie ile – przez wspólne wygłupy straciła rachubę czasu. Spojrzała na nowego przyjaciela siedzącego obok.
– Musisz iść, prawda? – zapytał. – miała wrażenie, że czytał jej w myślach.
Mruknęła, marszcząc delikatnie nos. Nie chciała zostawiać Sanhy samego. Pragnęła tu zostać i dać się ponieść zabawą, niestety obawiała się konsekwencji. Wstała niechętnie i wyciągnęła dłoń do chłopaka. Zaskoczony, podniósł na nią wzrok.
– Nie mogę… – przerwał. Jego głos był ochrypły i nie przypominał tego poprzedniego, przepełnionego radością. – Nie mogę wrócić z tobą.
Sojin posmutniała, bo chciała iść przez las, by pokazać koledze jeża, wsłuchując się w delikatny śpiew ptaków. No cóż, zrobię to innym razem, pomyślała, a na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech.
– To na razie, Sanha – powiedziała i oddaliła się w stronę ścieżki. – Do zobaczenia jutro.
Szła przez las, nucąc tekst piosenki. Cieszyła się na kolejne spotkanie z chłopakiem. Pomimo że tego nie ustalili, wiedziała, że jutrzejszy dzień spędzą w swoim towarzystwie. W końcu lepiej było obserwować życie w lesie razem, niż w pojedynkę. Sojin wiedziała, że był godny zaufania.
I w końcu poznała kogoś na tyle dziwnego, by chciał się z nią zakolegować.

╰☆╮

A/N: Witam cieplutko! Na samym początku chciałabym podziękować Oh Sesi za cudny szablon <3 
Odnosząc się do „Bo jesteśmy zbyt wrażliwi, by być na tym świecie” (pierwszy taki długi tytuł) – chyba najdłuższa z moich prac. Fakt, mogłabym połączyć to w jedną całość, ale musiałam urwać w tym momencie. 
Od pierwszych słów, czułam, że to moje najlepsze opowiadanie. Oddaję to mnie i jestem niezmiernie zadowolona. Mam nadzieję, że podoba się wam chociaż w 1/3 tak jak mi! Liczę, że okażecie temu krótkiemu ff dużo miłości. Bardzo dziękuję jeśli ktoś to czyta. Enjoy, foczki!

1 komentarz:

  1. Oczywiście, Demon czyta wszystko, co napiszesz. Przepraszam, że czasami nie mam czasu, by skomentować, ale wiedz, że zawsze tu wpadam, gdy pojawia się coś nowego i sprawdzam Twojego bloga niemal codziennie.
    Jesteś naprawdę genialną pisarką i zawsze nadajesz przecudowny tajemniczy klimat opowiadaniom. Piszesz prostymi, nierozwlekłymi zdaniami przez co bardzo szybko i przyjemnie czyta się Twoje prace.
    Fanfiction tym bardziej mi się podoba, że Tobie również się podoba ;) A w dodatku jest z Sanhą ♥ Astro od... emm... 3-4 miesięcy są moimi skarbami. A Moonbin to życie XD
    Życzę dużo weny i czasu do pisania ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń