one-shot
Brian wytarł spocone dłonie o jeansy, starając się zapanować
nad drżeniem ciała. Z przerażeniem zerkał na budynek szkoły, nie dowierzając,
że kiedyś tak chętnie spotykał się tam ze znajomymi, brylował w nastoletnim
społeczeństwie. Tamte czasy, choć nie tak odległe, wydawały się zwykłym
amerykańskim snem, kolejnym młodzieżowym filmem.
Obejrzał się za siebie, szukając wzrokiem czerwonego vana,
który właśnie wyjeżdżał z parkingu. To
absurd!, myślał. Niecałe dwa miesiące temu nie zgodziłby się, by rodzice
podwieźli go do szkoły, mając to za definicję wstydu, a teraz? Teraz byli
jedynym wsparciem, a gdyby nie ich zachęta opuściłby następny dzień, tak jak to
robił przez ostatnie kilka tygodni.
Jeszcze raz spojrzał na budynek, czując na sobie wzrok
innych uczniów. Kiedyś tak liczne spojrzenia schlebiały mu, wręcz kochał
uznanie i podziw, którymi się cechowały. A te wręcz ociekały zawodem, obelgami,
zarzutami. Zacisnął dłonie w pięści, powstrzymując się przed zrobieniem kroku w
tył. Wziął głęboki oddech i po prostu szedł przed siebie.
Przejście przez korytarz było niezwykłym wyzwaniem – czuł
się jak umierające zwierzę wśród sępów, które tylko czekają aż się potknie,
umrze. Większą trudnością okazało się, jednak pozornie proste podejście do
szafki. Tak jak zawsze, a przynajmniej kiedyś, stała tam drużyna futbolowa, do
której, teoretycznie, nadal należał. Widząc roześmiane kolegów, wręcz emanujące
pewnością siebie, przez ułamek sekundy miał ochotę podejść tam, przywitać się z
nimi, zacząć nieobowiązującą pogawędkę. Po czym przypomniał sobie te wszystkie
zdarzenia, które, jak sądził, nieodwracalnie wpłynęły na relacje, reputację.
Spłoszył się, zastanawiając czy nie powinien zawrócić, ale w
tym samym czasie napotkał wzrok swojego niegdyś najlepszego przyjaciela, Jacka.
Brian uśmiechnął się niepewnie, szukając potwierdzenia, że burzliwy okres nie
wpłynął na ich przyjaźń. I przez chwilę, mógłby przysiąc, że widział nieme
zrozumienie i zachętę w oczach kolegi. Zmotywowało go to.
Pewniejszym krokiem podszedł do szafki, stale jednak
zaciskając dłonie na pasku torby.
– Hej – powiedział niepewnie, zatrzymując wzrok na Jacku.
Przerwali rozmowę, dokładnie analizując chłopaka.
Garstka pewności, którą jeszcze przed momentem miał, nagle
zniknęła, a umysł zaczął krzyczeć, że wejście do szkoły było złym pomysłem.
Bardzo złym pomysłem.
Widział zmieszanie malujące się na twarzach kolegów z
drużyny. Uśmiechnął się niemrawo, nieudolnie starając się zapewnić, że wciąż
jest tym samym Brianem. Wciąż uwielbiał futbol, spotkania z przyjaciółmi i
pizzę. Pod tym względem nie zmienił się w ogóle.
– Chodźcie idziemy stąd – głos Jacka przebił się pośród
szmerów.
Brian poczuł jak jego serce zamieniło się w lód, a umysł
ogarnęła pustka. Ci wszyscy ludzie, którzy dotychczas zerkali z niepokojem,
nagle zniknęli, zostawiając tylko jego i Jacka. Czuł się, jak bezbronna
antylopa stojąca oko w oko z wygłodniałym lwem. Cofnął się o pół kroku, jakby
wierząc, że to uratuje go przed słowami chłopaka.
– Lepiej żebyś już nie pokazywał się na treningach. – Istne
sztylety trafiające w sam środek serca. – Twoja sława i uwielbienie przeminęły,
Johnson.
Po tych słowach po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł.
Brian przeczesał brązowe loczki i z niedowierzaniem spoglądał za wysokim,
dobrze zbudowanym chłopakiem. Łzy bezsilności cisnęły się do niebieskich oczu.
Pokręcił głową, wciąż nie potrafiąc pojąć absurdalności całej sytuacji. Jego
przyjaciele uwierzyli w raniącą plotkę, nawet nie zastanawiając się, czy to
prawda. Poczuł się tak dotkliwie zraniony, oszukany. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!, prychnął na samą myśl o motcie
drużyny.
Pięścią uderzył w czerwoną szafkę, a huk rozniósł się po
korytarzu tak niespodziewanie, że stojące nieopodal dziewczyny rzuciły mu pełne
pretensji spojrzenia, po czym szybkim krokiem odeszły.
Otworzył szafkę i niechętnie sięgnął po kilka książek. Na
drzwiczkach wisiało zdjęcie drużyny zrobione tuż po wygranym meczu. Wszystkie
uśmiechy i uściski radości wydawały się tak fałszywe, gdy rozpamiętywał je z
biegiem czasu. Zerwawszy fotografię, potargał ją, pozwalając, by pozostałości
opadły na ziemię. Trzaskiem zamknął szafkę dokładnie w tym samym momencie, gdy
zadzwonił dzwonek.
Już miał zmierzać mozolnym krokiem w stronę klasy, gdy
ujrzał ozdobną kartkę leżącą pod jego nogami. Sięgnął po nią, z zainteresowaniem
obracając w dłoniach. Bladoróżowy papier w ledwie widoczne róże raczej nie
należał do żadnego z sportowców, więc był niemalże pewien, że upuściła go
któraś z dziewczyn. Ale ujrzawszy swoje imię i nazwisko zapisane zgrabnym,
ozdobnym pismem popadł w zadumę. Przez chwilę zastanawiał, czy to nie próba
szantażu od wpływowej Stelli, która wszystko zaczęła.
– Panie Johnson, czekamy na pana.
Brian schował kartkę do kieszeni bordowej bluzy i truchtem
skierował się do klasy.
Westchnął ciężko, stukając ołówkiem o otwarty zeszyt. Lekcje
u pani Smith były takie, jak je zapamiętał – nudne i długie, na których, miał
wrażenie, że kobieta odpływa w swój własny świat.
Wyciągnął papier, wcześniej upchnięty do kieszeni,
rozprostował go i zaczął czytać. Na samej górze, ozdobnymi literami widniał
napis klub róży herbacianej. Ściągnął
brwi zaciekawiony dalszą treścią.
Brianie, chcemy
zaprosić cię do naszego klubu. Uważamy, że świetnie do nas pasujesz. Jeśli
jesteś zainteresowany, przyjdź do sali plastycznej na ostatnim piętrze podczas
lunchu. Czekamy, członkowie klubu róży herbacianej.
Z niedowierzaniem przeczytał list jeszcze raz. W obecnej
sytuacji wydawał się słabym żartem, choć kto mógł go zrobić? Sportowcy, choć
lubili sobie żartować, to nie przykładali do tego takiej wagi – nie kupiliby
ozdobnego papieru, a charakter pisma nie odpowiadał żadnemu z nich. Poza tym
takie wygłupy nie były w ich stylu, doskonale o tym wiedział. Kiedyś sam był
ich pomysłodawcą.
Czując na sobie przeszywające spojrzenie, rozejrzał się po
klasie pierwszy raz, od momentu gdy przyszedł na lekcję. Wszyscy byli
zainteresowani telefonami skrytymi pod ławkami lub szeptanymi rozmowami. Oprócz
jednej osoby.
Dziewczyna o jasnych, zaplecionych w dwa warkocze włosach i
pełnych ustach podkreślonymi brązową szminką dokładnie obserwowała jego ruchy.
Jednak, kiedy tylko nawiązali kontakt wzrokowy odwróciła się, spoglądając przez
okno. Zmarszczył brwi, próbując przypasować do niej jakiekolwiek imię.
Bezskutecznie, miał wrażenie, że widział ją po raz pierwszy. Ponownie zerknął
na list. Może tajemniczy adresat był bliżej niż sądził?
Stał w wejściu, obserwując
zatłoczoną, o tej porze dnia, stołówkę. Mimowolnie zerknął na charakterystyczny
stolik, gdzie niegdyś codziennie jadał lunch wraz ze swoimi przyjaciółmi. Choć
prywatnie bardzo cenił sobie ciszę i spokój, to, siedząc z głośnymi kolegami z
drużyny, czuł się spełniony – a może dlatego że po prostu nigdy nie znalazł się
w gronie mniej lubianych i popularnych? Teraz z pewnością nie wytrzymałby
prostackich żartów i niekończącego się jazgotu.
Kanapka, którą trzymał w dłoniach,
wydawała się tak zwyczajna i pospolita, wręcz nie pasująca do niego. Nie, do
dawnego niego, za to teraźniejszego – jak najbardziej. Po prawie dwóch
miesiącach zmagania się z raniącymi plotkami, stał się kimś innym. Już nie
wyróżniał się pośród tłumu uczniów popularnością czy byciem częścią drużyny
futbolowej. Musiał przywyknąć do roli niesłusznie oskarżonego chłopaka, przez
kilka tygodni nazywanego gwałcicielem.
Ostatni raz spojrzał na roześmianą
drużynę, Jacka, który żartował z innymi. Przeszłość wydawała się tak odległa i
niewyobrażalna, jak jedna z bajek dla dzieci. A później po prostu wyszedł,
wyciągając z papierowego woreczka kanapkę.
Postawił krok tuż przed drzwiami
do sali plastycznej na ostatnim piętrze. Przełknął ślinę, zacisnął spocone
dłonie na ramiączku torby, cofnął się. Miał wrażenie, że nie powinien tam być. Co ja tu robię? To jakaś głupota!,
myślał. Odwrócił się, chcąc jak najszybciej wrócić, nie czuć się jak intruz.
Omal nie zderzył się z niską dziewczyną
o okrągłych okularach, które dominowały nad zadartym nosem i podkreślały, i tak
wielkie, brązowe oczy. Skinął przepraszającą głową, a kiedy miał już odejść,
powiedziała:
– Jednak przyszedłeś!
Zmarszczył brwi, początkowo nie
rozumiejąc słów wypowiedzianych przez dziewczynę. Przypomniał sobie o
pogniecionym liście, wciśnięty w kieszeń. Wyciągnął go.
– To twoja sprawka?
Skinęła głową.
– Wejdźmy do środka. Wszystko ci
wyjaśnimy.
Choć nie wiedział o jakich ‘my’
chodziło, bez sprzeciwu wszedł do sali plastycznej, w której od dawna nie
prowadzono zajęć, a stanowiła zwykły składzik. Pod ścianami stały obrazy,
czasami nawet nieskończone, szafki zapełnione były farbami, papierami i
pędzlami. Przez wielkie okno przebijały się jesienne promienie słońca, które
wypełniały pokój ciepłem i radością. Dopiero po chwili dostrzegł wysokiego,
chudego chłopaka o przydługich blond włosach, które opadały na bladą twarz.
Uśmiechnął się, ukazując aparat na zębach. Tuż obok stała dziewczyna o jasnych
włosach zaplecione w dwa kucyki z ustami podkreślonymi brązową szminką. Brian
pamiętał ją z zajęć z panią Smith.
– O co tu chodzi? – wydukał z
siebie, kiedy cała trójka stanęła przed nim.
Wyglądali tak różnie i
charakterystycznie, że chłopak zaczął się zastanawiać, czy nie powinien ich chociaż
kojarzyć.
– Wszystko wytłumaczyliśmy ci w
liście – zaczęła niska dziewczyna. Dopiero teraz zwrócił uwagę na dziwny,
nietutejszy akcent.
– Nie za wiele można się z niego
dowiedzieć.
– Klub róży herbacianej to klub
zrzeszający ludzi nieodpowiadających innym uczniom. Jesteśmy nazywani
dziwakami, odludkami.
– Chyba mnie z kimś pomyliliście.
– Pokręcił głową, robiąc krok w tył.
– Brian Johnson. Były już zawodnik
drużyny futbolowej. Oskarżony o gwałt. Przez kilka tygodni byłeś podejrzany,
ale ostatecznie oczyścili cię z zarzutów. Pomimo tego ta opinia, wciąż za tobą
chodzi – wyrecytowała dziewczyna z warkoczami, kończąc swoje słowa z
współczuciem.
Brian nie odrywał od nich wzroku,
jakby szukając w ich gestach potwierdzenia, że to zwykłe żarty. Nie chciał
wierzyć, że to dzieje się naprawdę.
– Nie jestem dziwakiem. Nie pasuje
do was. – powiedział.
– A do kogo pasujesz? Do tej
zgrai, która cię zostawiła? Porzucili cię bez słowa, wierząc w oczernienia
wrednej laski!
W głowie przywołał obraz swoich byłych
przyjaciół. Jak wspólnie imprezowali,
świętowali każde zwycięstwo. Jednak poza tymi szczęśliwymi chwilami, nie
potrafił przypomnieć sobie momentów, gdzie wspierali się nawzajem. A czy
właśnie nie tak wygląda przyjaźń – bycie przy drugim nawet w najgorszym
okresie?
– Widzisz? To była obłuda.
Spuścił wzrok, zastanawiając się
nad dotychczasowymi znajomościami. Czy kiedykolwiek miał, kogoś, komu mógł się
wygadać?
– Przemyśl to jeszcze.
Okularnica poklepała go po
ramieniu, posyłając ciepły uśmiech. Wyszła tuż za kolegą. Dziewczyna z
pomalowanymi na brązowo ustami stanęła, niespodziewanie chwytając jego dłonie.
– Brian, my cię naprawdę
rozumiemy. Po prostu nam zaufaj.
Odeszła za przyjaciółmi,
pozostawiając go z bitwą myśli. Czy naprawdę pasował do nich bardziej niż do
dotychczasowego towarzystwa?
Stanął tuż przed salą plastyczną,
przeklinając siebie w duchu. Rozważał propozycję klubu przez cała noc, ale
wciąż ogarniały go chwile zwątpienia. Sprawiali wrażenie dziwnych, choć
sympatycznych nastolatków, co jeszcze bardziej potęgowało w Brianie niepewność.
A jeśli był dla nich zbyt normalny lub wyobrażali sobie go, jak typowego
sportowca z młodzieżowych filmów?
– Niech to szlag – mruknął pod
nosem i zapukał.
Odczekał chwilę i wszedł do
środka. Pomieszczenie oświetlało jedynie słońce przebijające się zasłony.
Chłopak nie za bardzo wiedział, co zrobić – wyjść i poczekać na korytarzu, czy
rozejrzeć się po sali? Ostatecznie zdecydował się na drugą opcje.
Jasnopomarańczowe ściany pokój
zdobiły liczne obrazy i rysunki, które wyglądały niczym wyciągniete z galerii
sztuki. Choć kompletnie się na tym nie znał, a swoją przygodę z plastyką
zakończył w szkole podstawowej, to czuł, że każdy malunek przekazuje głęboką
wartość, a zamysł artysty aż prosił się o interpretacje.
Na okrągłym stoliku, który stał na
środku sali, znajdowały się zeszyty, wazon z świeżymi kwiatami i luźne kartki.
Z zainteresowaniem zerknął na nie, po czym ułożył w jednym miejscu,
pozostawiając tylko jeden przed sobą. Na samej górze widniał napis o przyjaźni…. Przeczytał tekst na głos,
pozwalając, by słowa rozbrzmiały w pokoju. Później sięgnął po kolejny wiersz o ludzkiej egzystencji. Tekst wydawał
się znajomy, podejrzewał, że słyszał go już na którejś lekcji z pania Smith.
Zerknął też do przeszklonej szafy,
w której znajdowały się porcelanowe zestawy i pudełka z herbatami.
– Nazwa zobowiązuje – mruknął do
siebie, uśmiechając się.
Nagle drzwi otworzyły się, a w
progu stanęła trójka przyjaciół. Brian odwrócił się do nich, przeczesując
niesforne loki.
– Przyszedłeś! – zawołała dziewczyna
rozpuszczonymi blond włosami z ustami pomalowanymi na fioletowo.
– Przemyślałem ofertę – przyznał.
– Witaj w klubie róży herbacianej.
Brian nagle zrozumiał, że w końcu
gdzieś pasuje, a ludzie, którzy przed nim stoją mogą stać się jego prawdziwymi
przyjaciółmi. I tak klub róży herbacianej
zyskał kolejnego, czwartego członka.
╰☆╮
A/N: Witam bardzo serdecznie w listopadowym poście!
Jak widać kolejne opowiadanie, które nie jest fanfiction. Nie lubię ograniczeń, dlatego eksperymentuję (chociaż, hej, zapowiadałam to już w poście z 16 stycznia 2016r.!).
Pisanie to bardzo miła i relaksująca odskocznia od życia szkolnego, chociaż nie za bardzo jestem zadowolona z końcówki klubu róży herbacianej (być może kiedyś powstanie dłuższa, zmieniona wersja).
Poza tym w końcu przyszły do mnie dwa albumy, w planach jest również kolejny. A co u was? Jak wam minął październik?
Czekam na wasze komentarze (uwielbiam mieć z wami kontakt!), opinie, rady, prośby lub zwykłe opowiastki o swoim życiu.
Za niedługo wrócimy do magicznych, tajemniczych klimatów – a przynajmniej tak myślę, haha.
Enjoy, foczki!
Jak widać kolejne opowiadanie, które nie jest fanfiction. Nie lubię ograniczeń, dlatego eksperymentuję (chociaż, hej, zapowiadałam to już w poście z 16 stycznia 2016r.!).
Pisanie to bardzo miła i relaksująca odskocznia od życia szkolnego, chociaż nie za bardzo jestem zadowolona z końcówki klubu róży herbacianej (być może kiedyś powstanie dłuższa, zmieniona wersja).
Poza tym w końcu przyszły do mnie dwa albumy, w planach jest również kolejny. A co u was? Jak wam minął październik?
Czekam na wasze komentarze (uwielbiam mieć z wami kontakt!), opinie, rady, prośby lub zwykłe opowiastki o swoim życiu.
Za niedługo wrócimy do magicznych, tajemniczych klimatów – a przynajmniej tak myślę, haha.
Enjoy, foczki!
Wiesz, jakie jest moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu tej miniaturki? Glee. Trochę podobny klimat i ta tematyka szkolnych "odlódków". Oglądałaś może? Ja osobiście widziałam wszystkie sezony, choć niektóre strasznie przemęczyłam.
OdpowiedzUsuńW każdym razie tekst bardzo, bardzo mi się podobał. Strasznie lubię takie fabularne miniaturki, gdzie z jednej strony jest akcja, jest jakaś historia, a z drugiej strony głębia. Do tego naprawdę szczerze współczułam Braianowi i jeśli mam mówić prawdę, to żałuję, że to tylko jednopartówka, bo z chęcią przeczytałabym coś więcej o Klubie róży herbacianej
Co do końcówki, to tu muszę przyznać Ci rację –– coś mi w niej brakowało. Zresztą przy poprzedniej miniaturce też odniosłam wrażenie, że końcówka trochę jakby nie pasuje do całości.
W każdym razie ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejną historie.
Pozdrawiam
Violin
Nie oglądałam Glee, głównie przez ilość sezonów. Nie wiem, lubię po prostu zaczynać te seriale, które mają mało sezonów, mniej do nadrabiania i mogę być w miarę na bieżąco.
UsuńTeż żałuję, że Klub róży herbacianej jest tylko one-shotem. Pewnie kiedyś zniknie ta wersja i opublikuję nową, dłuższą.
Końcówki to moja zmora, naprawdę! Czytając poprzednią tuż przed publikacją, też miałam takie wrażenie, że czegoś brakuje, ale ostatecznie nie zmieniłam wersji i nie narzekałam, co by nie było. Pewnie za niedługo, jak będę robiła korektę wszystkich opowiadań na blogu (takie tam sezonowe porządki) to pewnie coś tam dopiszę, poprawię. Jedyne końcówki moich opowiadań, które faktycznie mi się bardzo podobały to 'Raniący mech', 'Ostatnie pożegnanie', 'Artysta' i to jedno dłuższe.
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało. Kolejne opowiadanie raczej będzie takie magiczne, przyjemne i relaksujące. Obiecuję, że postaram się popracować nad zakończeniami ^^
Dobry wieczór, ja w sprawie Golfa 3, benzyna-gaz, ile do wzięcia? A tak serio, to nie... To jest jakieś azjatyckie skrzywienie, ale idealnie mi się tu dobrał za Briana, Wonho z MX, ale pomińmy to. Wrócisz do magicznych opowiadań, ale czy to nie było magiczne? Twoje ptrace, to dla mnie zawsze wielka odskocznia, gdyż studia mnie przybijają... Ostatnio nawet pomyślałam, by podjąć z Tobą współpracę (o ile się zgodzisz XD), gdyż byłby dla mnie to zaszczyt napisać, coś z tak świetną autorką jak Ty, ale lipnie u mnie z czasem ostatnio...
OdpowiedzUsuńTradycyjnie, czasu, weny i pozdrawiam :D
https://opowiadaniaazjatyckiejwariatki.blogspot.com/
Wonho w koreańskiej wersji Klubu róży herbacianej? Ciekawe 🤔
UsuńW sumie to magiczne to nie do końca. Może bardziej pasuje bajkowe. Tak, to chyba to słowo!
O, jak znajdziesz czas będzie świetnie! Z chęcią coś z tobą napiszę.
Dziękuję! 💕
Z góry przepraszam, że tak długo zajęło mi pojawienie się tutaj, ale ostatnio coraz rzadziej sprawdzam bloggera :c
OdpowiedzUsuń"– Chodźcie idziemy stąd – głos Jacka przebił się pośród szmerów." - Oooo, koleś, zostajesz wpisany na moją czarną listę, lepiej, żebyś zrobił coś fajnego, żeby odpokutować XDD
W ogóle to ja pragnę tylko dodać, że "klub róży herbacianej" to najpiękniejszy tytuł, jaki kiedykolwiek słyszałam <3 Naprawdę, tak świetnie mi się to kojarzy i w dodatku brzmi równie dobrze, hahahh :")
"Musiał przywyknąć do roli niesłusznie oskarżonego chłopaka, przez kilka tygodni nazywanego gwałcicielem." Wait a minute, co się tu właśnie stało D:
"Przez kilka tygodni byłeś podejrzany, ale ostatecznie oczyścili cię z zarzutów." - Aaaa, okey, wszystko jasne XDD Mogę kontynuować czytanie :')
"I tak klub róży herbacianej zyskał kolejnego, czwartego członka." O jeju, to zakończenie jest napisane tak ślicznie <3
Jak dla mnie takich opowiadań autorskich może tu być z pewnością więcej! Bardzo przyjemnie się je czyta, są napisane genialnym stylem, a poza tym mogę sama sobie wyobrażać wygląd bohaterów, więc jak dla mnie to ogromny plus ^^
Pozdrawiam i życzę dużo czasu oraz weny do pisania <3
Taeyeon
Też bardzo podoba mi się tytuł i podejrzewam, że kiedyś to wyewoluuje w coś dłuższego.
UsuńCieszę się, że jednak zajrzałaś i skomentowałaś. Widzimy sę w kolejnym poście! ^^