14 października 2018

Nasz las...

miniaturka

Wendy wsadziła skostniałe, posiniaczone dłonie w kieszenie szarego płaszcza i, nie odrywając wzroku od ulubionych czarnych koturn, ruszyła przed siebie. Chociaż zapewniła matkę, że to zwykły, krótki spacer, a sobie wmawiała, że korzystając z pogody, przejdzie się po okolicy to od początku wiedziała, gdzie chciała iść. Ale nie mogła powiedzieć tego głośno. To tak jakby przyznała, że sobie nie radziła.
Temat Jasmine i całej poprzedniej jesieni nie istniał. Rodzina, znajomi, nauczyciele, a nawet wszyscy mieszkańcy niewielkiego miasteczka pozbyli się wspomnień, unikając ich jak ognia piekielnego. Stanowiły niewygodne fakty, które w przerażającym milczeniu określono mianem niewartych śmieci. Potraktowano tak całe życie Jasmine Scott. Do oczu Wendy cisnęły się szczypiące łzy na samą myśl o drogiej, najlepszej przyjaciółce.
Pamiętała, jak przyszła do jej mamy z kilkoma ciepłymi słowami i wsparciem. Sądziła, że dla nich obu Jasmine o zielonych oczach i mocno kręconych, rudych włosach była kimś ważnym, ale myliła się. Przeraźliwy krzyk, który wydarł się z gardła kobiety przeraził ją i nawiedzał po nocach. Nie ma jej, słyszysz?! To koniec, odejdź!
Jednak najbardziej raniące słowa wypowiedziała tak spokojnym głosem, że Wendy wielokrotnie wpadała przez nie w niemalże niekończący się płacz. Nie znam żadnej Jasmine Scott.
Dziewczyna stanęła przed lasem, wpatrując się w krzywy znak Szary las, który umieściła wraz z przyjaciółmi. Na ustach błądził słodko-gorzki uśmiech. To właśnie tam – w miejscu, które było ich, choć nieoficjalnie – zdarzyło się tyle wspaniałych rzeczy. Czy wciąż, pomimo tylu zdarzeń i zmian, było jej, choć nie miała już z kim, go dzielić?
Wzięła głęboki wdech, zatracając się na chwilę w zapachu mokrych liści i świeżości płynącej z lasu, tak charakterystycznej dla jesieni. Minęło kilka miesięcy od ostatniego spaceru pośród miliona drzew i krzewów, więc nie miała pewności, czy wciąż będzie się czuła tak wolna i beztroska, jak za dawnych lat. Ale nie mogła stale uciekać. Nie chciała być jak inni, którzy każdą niewygodę zamiatają pod dywan.
Nieśpiesznym krokiem przemierzała wydeptaną ścieżkę, spoglądając na otaczającą ją naturę. Mgła, która utrzymywała się od rana, w lesie zniknęła, jakby za podmuchem delikatnego wiatru. Dziewczyna w końcu dostrzegła, że ich miejsce nie było tak ponure, jak dotychczas sądzili. Liście drzew, które zawsze zdawały się takie szare i smutne, teraz mieniły się w wielu kolorach – od ciemnego zielonego, po żółty i pomarańczowy, kończąc na soczystej czerwieni i ciepłym brązie.
Prawdziwa ironia losu, pomyślała. Tak jakby natura cieszyła się odejściem Jasmine. Albo przejęła jej radość i wielobarwność duszy. Wendy chciała wierzyć, że to drugie – zdawało się tak niewinne i poetyckie, tak pasujące do optymistycznej przyjaciółki.
Promienie jesiennego słońca, przebijające się spomiędzy koron drzew, przyjemnie łaskotały policzki dziewczyny, przywołując na myśl zeszły rok. W głowie majaczył jej obraz rudych loków, które okalały roześmianą, okrągłą, piegowatą twarz. Później przypomniała sobie o Oscarze. Z tęsknotą wspominała jego ciepłe, silne ramiona i urocze dołeczki, nie pasujące do ironicznego poczucia humoru. Tak bardzo żałowała, że to wszystko się posypało.
Dotarła nad niewielkie jeziorko, które bardziej przypominało oczko wodne, a wspomnienia ożyły. Znów ogarnęły ją zimne poty, jak w dniu, kiedy dowiedziała się o zaginięciu Jasmine. Przed oczami widziała Oscara – przyjaciela obu dziewczyn, należącego do ekscentrycznego trio – który z troską uspakajał jej zszargane nerwy, jak proponował spacer. Spacer, który w ostateczności odebrał nadzieję i wiarę.
Usiadła na przewróconym drzewie, dygocąc i starając się powstrzymać spływające łzy. Powietrze, wdzierające się do płuc, kłuło ją i pozbawiało tlenu. Światło, które jeszcze niedawno muskało policzki, jakby zniknęło, pozostawiając Wendy w wszechobecnym mroku. Jedynie intensywne kolory liści wyróżniały się, kpiły z niej i jej tęsknoty.
Podskoczyła niczym poparzona, czując na skórze oddech śmierci i jakby przeraźliwie zimne dłonie Jasmine, które niegdyś trzymała w swoich. Jej puste spojrzenie nagle znów wpatrywało się w przerażoną Wendy, która przeżywała wszystko na nowo. 
Coraz bardziej zaczynało brakować jej tlenu. Jasmine. Tęskniła za wspólnymi żartami, spacerami. Brakowało kogoś, kto wysłuchałby narzekań na nauczycielkę i kolejną rozlaną kawą. Niekontrolowane wybuchy śmiechu, niestworzone historie i przyjacielskie wycieczki wydawały się tak odległe, że już nie wiedziała, czy przypadkiem nie są tylko iluzją.
Gdyby nie te straszne zdarzenia, nie straciłaby dwóch bliskich osób – rudowłosej, roześmianej przyjaciółki i ironicznego Oscara, który, pomimo że nie odszedł tak jak Jasmine, to pozostawił ją bez wsparcia. Choć czasami nachodziła myśl, że główną winę ponosi ona sama.
Wzięła głęboki wdech, przymykając oczy i starając się skupić myśli na przyziemnych sprawach. Pomyślała o zbliżającym się projekcie szkolnym, męczącej matematyce, pięknej jesieni. Rozejrzała się, obserwując kolorowe liście, żałując, że nie ma przy niej Jasmine. Doceniłaby zmianę, która zaszła w ich lesie.
Nagle pisnęła z przerażenia, omal nie potykając się o wystający korzeń. W kącikach oczu znów zebrały się błyszczące łzy.
Widziała ją, była niemalże pewna. W końcu nie pomyliłaby niesfornych, rudych loków z żadnymi innymi. Ubrania – znoszony sweter, czarne, obcisłe spodnie i czerwone trampki – które Jasmine miała na sobie tego feralnego dnia, rozpoznałaby nawet w ciemności. Chociaż postać stała kilka metrów od niej, to czuła na skórze palące, pełne wyrzutów spojrzenie martwych oczu przyjaciółki. Krzyczały, jąkały: oh, Wendy, czemu nie zdążyłaś?
Wendy czuła zżerające płomienie żalu na skórze, w sercu i umyśle. Miała wrażenie, że upada w niekończącą się otchłań, dopóki nie wylądowała w silnych ramionach. Na chwiejnych nogach odwróciła się, trochę się rozchmurzając. Urocze dołeczki dodały otuchy i podniosły na duchu.
– Oscar.
– Wendy. Widzę, że wciąż odwiedzasz nasz las.
Chłopak uśmiechnął się tak, że wszystkie negatywne emocje zniknęły, a nadzieja na lepsze jutro wróciła.
I choć spacer nie zwrócił życia rudowłosej dziewczynie, to Wendy odzyskała przyjaciela. Życie znów wypełniło się wsparciem i zrozumieniem, których tak szukała od kilku miesięcy. Las, choć bez Jasmine, wciąż należał do nich, duetu dziwnych nastolatków. Nabrał kolorów i radości.
Las wciąż był nasz.

╰☆╮
A/N: Jestem, żyję i mam się dobrze, mam nadzieję, że wy również. Jesień zaczęła się już na dobre, więc o to i jesienny one-shot.
Kolejne opowiadanie zahaczające o mniej przyjemne, cukierkowe klimaty, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała tego pomysłu! Obiecuję, następny będzie bardziej radosny. Poza tym, to już trzeci autorski one-shot. Co myślicie od takiej odskoczni od kpopu?
Ogólnie nie wstawiam tu często postów, ale postaram się, by publikować coś chociaż raz w miesiącu. Poza tym: nowe miasto, nowa szkoła, przygotowania do turnieju, nauka. Ale najważniejsze, że nie pozostawiam tego bloga, prawda? A jak wam życie mija? Z chęcią o tym posłucham!
Standardowo: czekam na wasze komentarze, opinie, a także prośby (może oczekujecie na coś konkretnego?).
Enjoy, foczki!

4 komentarze:

  1. Wiem, jak to jest nie znaleźć czasu na nic (studia i dodatkowe projekty mnie zabiją), więc i u mnie też się coś pojawia coś raz na ruski rok...
    Co do opowiadania, było magiczne, mimo swojego mrocznego klimatu, Wendy? Kojarzy mi się tylko z Wendy z Red Velvet i myślę że pasowałaby ona do tej roli. Było mi bardzo miło poczytać Twoją pracę (że szczególnie ostatnio czytam tylko jakieś akty prawne) i oderwać się na chwilę.
    Trzymaj się kochana, pozdrawiam i życzę weny ^^

    http://opowiadaniaazjatyckiejwariatki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Tak, jak tylko słyszę Wendy wyobrażam sobie Wendy z Red Velvet. I nawet przez chwilę się zastanawiałam, czy nie powinna być główną bohaterką.
      Cieszę się, że opowiadanie się podobało.
      Również pozdrawiam, a wena wyjątkowo sprzyja ^^

      Usuń
  2. Tak,jak obiecałam jestem w końcu. Skomentuję tylko powyższą miniaturkę, ale obiecuję, że przeczytam wszystkie.
    Jest melancholijne, jest nastrojowa, czyli tak jak lubię. Czytałam z czystą przyjemnością, dosłownie czując atmosferę lasu, ten mrok. A uczucia Wendy były wręcz namacalne.
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, bo na codzień czytam długie opowiadania, ale mogę Cię zapewnić, że będę tu zaglądać regularnie.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz!
      Cieszę się, że miniaturka przypadła do gustu. Miło mi słyszeć, że uczucia Wendy były wręcz namacalne.
      Fakt, piszę dość krótkie opowiadania, choć wciąż nad tym pracuję i mam nadzieję że kiedyś opublikuję tu moje dłuższe opowiadanie.
      Pozdrawiam 💕

      Usuń