Wanna One (produce101) / Park Jihoon / one-shot
Park Jihoon westchnął ciężko i kopnął rozgrzany piasek,
jakby był czemuś winny. Niestety do jego ulubionych czerwonych trampek dostały
się te uciążliwe ziarenka. Szybkimi, niezgrabnymi ruchami odsznurował buty i rzucił
je niedaleko siebie. Bądź co bądź nie zamierzał później szukać ich po całej
plaży.
Cały wyjazd, chociaż planowany tylko na niecałe dwa tygodnie,
wydawał mu się złym pomysłem. To nie tak, że nie lubił wyjeżdżać z rodziną na
wakacje, wręcz przeciwnie – uwielbiał i doceniał każdą sekundę relaksu z nimi.
W tym miasteczku oddalonym o kilka, jak nie kilkanaście, kilometrów od
cywilizacji nie było żadnych atrakcji. I to przytłaczało go najbardziej.
Nienawidził bezczynnie siedzieć na słońcu, choć nie przeszkadzałoby mu to gdyby
miał ze sobą jakiekolwiek gry. Nie mógł ich zabrać, dlatego tkwił tu – siedząc
na całkiem przyjemnie rozgrzanym piasku, patrząc w horyzont i nie wiedząc, co
ze sobą zrobić.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo powoli zaczęło
przybierać pomarańczowo-czerwone barwy. Wyglądało to przepięknie, co ukoiło
myśli chłopaka. Przymknął oczy i pozwolił, by delikatny, prawie niewyczuwalny,
wiaterek muskał policzki. Wokół siebie słyszał tylko ciche fale i melodyjną
orkiestrę świerszczy. Nagłe, głośne pluśniecie, zdecydowanie niepasujące do spokojnej
scenerii, wszystko zepsuło.
Jihoon poderwał się. To
tylko ryba, zapewnił w myślach. Jednak intuicja, pierwszy raz od dawna,
podpowiadała mu, że to coś więcej niż jakaś ryba. Odchrząknął i otrzepał
ubrania z piasku. Rozejrzawszy się wokół, dostrzegł niewielkie przejście między
krzakami. Niewiele myśląc, zaciekawiony miejscem, ruszył w tamtym kierunku.
Chrząkał niezadowolony, gdy niewielkie chaszcze
nieprzyjemnie łaskotały jego nagie nogi. Nie zamierzał się jednak wycofywać –
tajemnica, którą mogła skrywać ta droga, kusiła. Jego oczom ukazała się piękna,
niewielka zatoka. Malutka, piaszczysta plaża, otoczona wysokimi skałami, jakby
mające w opiece to miejsce. Chłopak otworzył usta z zachwytu, a jego serce
zabiło szybciej. Krajobraz był jak ze snów, najpiękniejszych obrazów, które
widział w galeriach sztuki. Zachwycony pejzażem w pierwszej chwili nie ujrzał
pięknej dziewczyny siedzącej w wodzie. Jednakże, gdy ją zauważył, zaniemówił
bardziej niż na widok zatoczki.
Niewiasta miała długie, niczym jedwab włosy w odcieniu
kwitnącej wiśni, którymi okryła się jak najdroższym materiałem. Twarz miała
skrytą w miękkich kosmykach, które – dałby sobie rękę uciąć – pachniały
najpiękniejszymi kwiatami. Jedyne, co widział to właśnie te śliczne włosy, reszta
była skryta. Chłopak nie zauważył, kiedy zanurzył się po kostki w przyjemnie
chłodnej wodzie, obserwując nieznajomą.
Gdy podniosła głowę, westchnął z zachwytu, jakby widząc
najpiękniejsze dzieło na świecie. A być może właśnie tak było. Łagodne rysy
twarzy, przypominały Jihoonowi stokrotki – oba równie niewinne i przyjemne dla
oka – a usta miała w kształcie serca w odcieniu soczystej maliny, ślące ciche
wyznania miłosne. Najbardziej jednak uwagę przyciągały oczy, wielkie jak u
kota, okalane milionem długich, czarnych rzęs. Gdyby kazali Jihoonowi wskazać
ideał, bez zastanowienia wybrałby tę dziewczynę.
Chłopak musiał wykonać gwałtowny ruch, bo nieznajoma
natychmiastowo ukryła się między skałami, nie odrywając wzroku od niego. Jego
policzki przybrały delikatnie różowawą barwę, jednak nie zrobił kroku w tył.
– Bardzo cię przepraszam – zaczął, ze zdenerwowania skubiąc
opuszek palca. – Nawet nie wiedziałem, że ktoś tu jest. Przyszedłem o tamtą
ścieżką.
Wskazał miejsce, z którego przyszedł, jednak dziewczyna ani
drgnęła. Obserwowała go swoimi bystrymi oczami.
W skupieniu skinęła, przygryzając dolną wargę.
– Je-jestem Park Jihoon. Nie jestem tutejszy, dlatego
zdziwiłem się, że jest tu takie miejsce.
Zganił się w myślach. Nie musiał przecież tłumaczyć nieznajomej,
co tam robił. Szczególnie że o to nie pytała. Jednak coś – może ta dziewczyna,
może to miejsce – wręcz nakazywało mu mówić. I przychodziło to z taką łatwością
i chęcią, jakby odnalazł część siebie. Czuł lekkie zażenowanie swoją
śmiałością, wymieszaną z pewną dozą niezdarności. W końcu, na co dzień znany był jako Park
Jihoon – opanowany chłopak z olśniewającym błyskiem w oku, ale za to z fatalnym
stylem ubierania.
– A ty jak się nazywasz? – zapytał. – Serio, nie zamierzam
ci zrobić krzywdy. – Podniósł ręce w geście niewinności.
Mogło mu się wydawać przez magię miejsca, ale dziewczyna
posłała mu delikatny, rozbawiony uśmiech. A był to najpiękniejszy i najsłodszy
uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.
– Verven.
Verven, powtórzył
w myślach. Takie egzotycznie, niecodziennie – nigdy, ale to nigdy nie spotkał
się z takim imieniem. Brzmiało jak zaklęcie, które wprowadza w błogi stan,
czaruje każdego bez wyjątku. Tak, Jihoon był pewny, że to jedno magiczne imię
jest w stanie go rozkochać.
W połączeniu z jej głosem, nieziemską urodą dziewczyny i
miejscem wszystko stało się takie nadzwyczajnej. Gdyby mógł zostałby tam na
zdecydowanie dłużej.
– Skoro wiesz, kim jestem, widzisz, że nie zamierzam zrobić
ci krzywdy, może wyjdziesz z wody?
Oczy Verven przypominały spodki, a usta lekko drżały.
Chłopak bał się, że powiedział coś złego. Chciał nawet wytłumaczyć swe słowa,
ale język ugrzązł mu w gardle.
– Myślę, że to bardzo kiepski pomysł, Jihoonie. Lepiej
będzie jak już stąd pójdziesz.
Jej dotychczas łagodny, delikatny jak aksamit, głos przybrał
stanowczy ton. Koreańczyk poczuł się, jakby znów miał siedem lat i był ganiony
za niezbyt mądre uczynki. Na chwiejnych nogach podniósł się i, ze wzrokiem
wbitym w bose stopy, ruszył w drogę powrotną.
W pewnym momencie zatrzymał się, jakby nogi odmówiły
współpracy. Skrył się za najbliższym kamieniem i obserwował. Obserwował Verven
na tle zachodzącego słońca. Delikatne fiolety, róże i pomarańczy na niebie
idealnie komponowały się z dziewczyną. Jihoon wiedział, że robi coś
niedorzecznego i nieuprzejmego, ale cały ten dzień mógł przecież uchodzić za
absurdalny, dlatego nie zamierzał przerywać. Coś mówiło mu, że siedząc za tym
zimnym kamieniem, odkryje niezwykłą tajemnicę.
Verven wcale nie zamierzała wyjść na brzeg. Usiadła na
kamieniu i dopiero wtedy ujrzał tę wielką tajemnicę. Dziewczyna nie miała nóg,
a piękny syreni ogon w odcieniu pudrowego różu. To kompletnie zszokowało
Jihoona.
Była syreną. Postacią mitologiczną, czymś uważanym za bajkę.
Z początku wyparł to ze świadomości, cicho prychając pod
nosem. Nic takiego nie istnieje, prawda?,
pomyślał. Jednak im dłużej patrzał na nią, tym bardziej wierzył. Jeszcze przed
chwilą rozmawiał z nią, tak po prostu, trochę nieudolnie, ale rozmawiał! Z prawdziwą
syreną, o których tak dużo słyszał z opowieści starszej sąsiadki. Staruszka
lubiła opowiadać o tych morskich nimfach, a mały Jihoon uwielbiał o nich
słuchać.
Według mitologii były to piękne niewiasty od pasa w dół z
rybim, kolorowym ogonem. Mieszkały na dnie mórz, czasami wypływały na brzeg i
swym śpiewem wabiły żeglarzy oraz rybaków – zamroczeni mężczyźni ginęli pod
wzburzonymi falami wód. Statki tonęły, a syreny bogaciły się w bogactwach
nieszczęśliwie zmarłych ludzi. Ich niewinna uroda i śpiew były zmyłką, bo nimfy
cechowała niezwykła chytrość i przebiegłość. Tak, doskonale o tym wiedział.
Syrena obserwowała zachód słońca, który tak uwielbiała. Jihoon
stracił rachubę czasu, tak jak ci wszyscy marynarze z opowieści, przyglądając
się Verven. Dopiero wibrująca w kieszeni spodenek komórka wyrwała go z transu.
Niechętnie wyciągnął urządzenie i przeczytał SMS’a. Obiecując sobie, że wróci
tu następnego dnia, ruszył na kolację.
Verven zacisnęła malinowe usta w wąską linię. Pragnęła
zachwycać się pięknym krajobrazem, jednak jej myśli zaprzątał ludzki chłopak.
Pierwszy raz rozmawiała z człowiekiem, więc zachowanie
zimnej krwi było dla niej trudne. Starsze, doświadczone syreny zawsze
powtarzały jej, że nie może prowadzić jakiekolwiek interakcji z ludźmi –
wyjątkiem było sprowadzanie ich na dno morza i okradanie z bogactw.
Serce zabiło szybciej, gdy ujrzała Jihoona. Miał w sobie
coś, co od razu ją przyciągnęło. Wyzwolił uczucia, których nigdy wcześniej nie
czuła – i to, według niej, było naprawdę dziwne. Żaden tryton nie dorównywał
urodą chłopakowi.
Błysk w czarnych, jak dwa węgielki, oczach i słodka
nieporadność wyróżniało go na tle innych. Verven była nim kompletnie
zauroczona, choć z drugiej strony niepokoiła się tym. Co jeśli odkrył kim jestem?, myślała gorączkowo. Z cichym śmiechem
odrzuciła tę myśl. To w końcu niemożliwe!
Nawet nie zauważyła, gdy tuż obok niej pojawiła się inna
syrena. Dopiero, gdy chude, zgrabne palce przeczesywały różowe włosy
spostrzegła swoją starszą siostrę. Uśmiechnęła się delikatnie, czekając na
serię pytań, którymi była zawsze zasypywała tuż po zachodzie słońca.
– Czy dzisiaj niebo było inne? Spotkałaś kogoś? – Małe oczy
z błękitnymi tęczówkami wpatrywały się w nią.
Młoda syrena chwilę wahała się nad odpowiedzią. Czy niebo było inne? Dzisiaj, akurat
dzisiaj, nie patrzyła z takim zainteresowaniem na zachód słońca. Wolała
analizować anielską twarz niejakiego Jihoona.
– Tak, spotkałam… – powiedziała niepewnie.
Nie była pewna, czy może zdradzić tę tajemnicę. Ale w końcu
to jedna z jej sióstr, a im mówi się takie rzeczy, prawda?
- Och, Estrol, gdybyś go widziała! Jak na istotę ludzką
wyglądał zbyt perfekcyjnie, niczym anioł!
Syrena spojrzała na Verven z niepokojem. Zawsze, przed
wypłynięciem na ląd, przypominała jej o jednym – żadnych uczuć do ludzi.
Młodsza z śmiechem kiwała głową i odpływała, nucąc jedną z piosenek. Ale Estrol
doskonale znała swoją siostrę i wiedziała, że przez chwilę nieuwagi może się
zatracić i zapomnieć o istniejących zasadach. Verven zbyt swobodnie podchodziła
do życia i taka ewentualność, jak zauroczenie się ludzkim chłopcem, była aż
nazbyt prawdopodobna.
– Znasz zasady,
prawda?
– Żadnych uczuć do istot
ludzkim – wyrecytowała, jak wiersz –
Estrol, przecież doskonale o tym wiem. Nie musisz się o nic martwić, naprawdę.
Przysięgam ci na trójząb naszego ojca, że nic mnie z tym chłopcem nie łączy.
Starsza z sióstr odetchnęła z ulgą. Naprawdę ją to
uspokoiło. Natomiast Verven wiedziała, że swoje pierwsze, wielkie zauroczenie
musi ukrywać. Skoro Estrol tego nie popierała, to i reszta syreniego
społeczeństwa również.
Uśmiechnęła się, obiecując sobie, że wróci następnego dnia. Będę się tylko przyglądać, zapewniała.
Jihoon przerzucał kamyczek między dłońmi, czekając na
przybycie Verven. Nie umówili się, a w sumie rozstali w dość nieprzyjemniej atmosferze,
ale intuicja podpowiadała mu, że i dziś ją tam spotka. Nie miałby nic
przeciwko, gdyby miał przesiedzieć w zatoczce kolejną godzinę, czy dwie – i tak
czekał długo, nie robiło to różnicy. Naprawdę zależało mu żeby ją spotkać. I
wyjaśnić to dziwne zajście. Mógł przysiąc, że to naprawdę był syreni ogon, a
nie tylko zwidy.
Dziewczyna pojawiła się punktualnie o wpół do dziewiątej.
Jihoon właśnie wtedy usiadł zza kamieniem, tym samym co poprzedniego wieczoru,
i chwilę obserwował. Jak w transie przyglądał się majestatycznym, powolnym
ruchom Verven, która przeczesywała różowe włosy. To wszystko – zatoczka,
zbliżający się zachód słońca i syrena – były dla niego jak z filmu, do którego
dostał się całkiem przypadkowo.
Przełknął gulę, która ugrzęzła w gardle i niewiele myśląc,
wyskoczył zza kamienia. Nie zastanawiał się nad tym, co powie, po prostu
pozwolił płynąć słowom.
– Wiedziałem! Wiedziałem, że jesteś syreną! –
zawołał, zwracając uwagę dziewczyny.
Stanął po kolana w wodzie, czekając na reakcje. Przez chwilę
myślał, że Verven odpłynie, ale jej twarz tylko wykrzywiła się w strachu i
zawstydzeniu. To wprawiło go w zakłopotanie.
– Byłam zbyt naiwna, przychodząc tu po raz drugi, prawda? –
zapytała, patrząc w ciemnobrązowe tęczówki. Nie czekała na odpowiedź. – To co
teraz robię jest nieakceptowane w moim syrenim społeczeństwie, ale wiesz co?
Mam to gdzieś, naprawdę chcę cię bliżej poznać, Jihoon.
Stał zdezorientowany. Doskonale wiedział, jakie są syreny
według legend i podań – kuszące i sprytne – a ona była jedną z nich. Jednakże
słowa Verven trafiły w jego serce, wierzył jej. A przynajmniej chciał wierzyć w
to, że różowowłosa dziewczyna jest niewinna, uprzejma i chętna do poznania go.
Uśmiechnęli się, serca zabiły szybciej, a ich umysły otuliła
różowa chmura radości i szczęścia.
Tak jak i w poprzednie dni spotkali się punktualnie o siódmej
popołudniu. Mieli wystarczająco wiele czasu do zachodu słońca, a to mogli
poświęcić na bliższe poznanie się. Wspólnie spędzane godziny naprawdę ich
zbliżyły, a między nimi zacieśniła się niezwykła więź.
Verven zapominała o przestrogach siostry, a Jihoon o szybko
mijających dniach wakacji. W tamtym momencie liczyli się tylko oni i magiczne
miejsce, które nazywali swoją zatoczką. Żyli beztroską chwilą, ciesząc się
sobą.
Z lekkimi uśmiechami na twarzach wpatrywali się w zachodzące
słońce. To stało się ich rytuałem, niepisaną zasadą. Mogliby godzinami
przesiadywać na kamieniach wystających z wody i spoglądać na wielobarwne niebo.
Wtedy nie liczyliby upływającego czasu i nie zważaliby na różnice dzielące ich
światy. A tych sprzeczności było wiele.
Verven często o tym myślała. Zastanawiała się, jak
wyglądałaby ich znajomość gdyby oboje byli ludźmi, gdyby miała nogi. Byłoby lepiej dla nas, stwierdzała.
Mogliby spacerować, zwiedzać świat, a nie tylko tkwić w jednym punkcie. Zdecydowanie lepiej.
Przy Jihoonie zaznała tak wiele, pomimo krótkiej znajomości.
Z wielkim zaciekawieniem słuchała o świecie na lądzie, o ludziach, jednak
najlepszą rzeczą, jaką jej dał była miłość. Dotychczas nie wierzyła w to
uczucie, szczególnie od pierwszego wejrzenia. Ale teraz wszystko wydawało się
lepsze, choć skomplikowane. Syrena jednak była w stanie poświęcić naprawdę
wiele, by mogli pozostać razem.
– Jihoon… – wyszeptała to imię z delikatnością.
Chłopak odwrócił w jej stronę głowę, przeczesując gęste
włosy dziewczyny. Verven niewiele myśląc, pocałowała go w usta. Jihoon,
początkowo zdziwiony, odwzajemnił gest. Był to niezwykle magiczny, pełny
słodyczy pocałunek. Tak, teraz upewniła się, co może zrobić.
Obracała w drobnych dłoniach szklaną buteleczkę. Trochę się
wahała, choć bardzo zależało jej na Jihoonie.
– Nie wiem, co łączy cię z tym ludzkim chłopcem, ale lepiej
się zastanów. Nie będziesz mogła się cofnąć – ostrzegła ją morska czarownica.
Mogła zrezygnować i pozwolić sobie na cierpienie w rozłące
lub wypić miksturę, ciesząc się resztą życia z Jihoonem. Wybór wydawał się dla
niej prosty, jednak przez myśl przeszła jej syrenia społeczność, do której
nigdy nie wróci. Ale co to była dla niej za rodzina, skoro nie potrafili
zaakceptować miłość ludzkiego chłopaka i syreny?
Zacisnęła wargi w cienką linię i kiwnęła głową, była
zdecydowana. Mogła poświęcić dotychczasowe życie dla Jihoona.
– Dobrze. Nie zapominaj, jednak o tym, że jeśli nie
pocałujecie się przed zachodem słońca, zamienisz się w pianę morską.
Nie przestraszyło jej to. Raz zainicjowała pocałunek, więc i
teraz może.
Gdy znalazła się w zatoczce od razu wypiła zawartość
buteleczki. Jej piękny syreni ogon zamienił się w parę zgrabnych nóg, a włosy
diametralnie zmieniły długość – nie miały już charakterystycznego blasku i
ledwo sięgały ramion, ale wciąż były piękne. Teraz pozostawało czekać jej na
Jihoona. Jednak czas mijał, a Koreańczyk się nie zjawiał. Zaczynała się
niecierpliwić, w końcu dotychczas był punktualny.
Przygryzała wargę, spoglądając na chylące się słońce.
Zostało tylko kilka minut do zachodu. Sekund, a on dalej nie przychodził.
Verven nawet się nie zorientowała, gdy zaczęła płakać. A więc tak wyglądał jej koniec.
Liczyła na usianą kwiatami przyszło z miłością swego życia, a umrze jako piana
morska – samotna i zapomniana.
Wycierając słone łzy, spływające po policzkach, powoli zanurzała
się w wodzie. Powinno być jej smutno, powinna być zła na Jihoona. Życzyła
jednak chłopakowi szczęścia, nie czuła żalu. Minęło kilka sekund, a Verven,
której nie dano nacieszyć się z bycia człowiekiem, zamieniła się w morską
pianę. A to wszystko przez przypadek, bo kto miał powiedzieć dziewczynie, że
Jihoon się nie zjawi? Że nagle musieli wyjechać do domu i nie dali mu chwili na
pożegnanie?
Gdyby oboje żyli może by się kiedyś spotkali albo – w smutniejszej
wersji – żyliby z żalem i tęsknotą do końca życia, nie widząc się już na oczy.
Niestety tego nikt nie wie, bo prawdziwa wersja jest o wiele smutniejsza.
Smutniejsza ponieważ niefortunny przypadek rozdzielił ich na zawsze.
╰☆╮
A/N: Ironią losu jest to, że zyskuję wenę w najmniej lubianą przeze mnie porę roku. Aczkolwiek nic na to nie poradzę, więc spójrzmy na to z bardzo radosnej strony – w końcu coś publikuję!
Moje tłumaczenia wiele nie wniosą, każdy chyba wie jak będą wyglądać pomysłów i weny nie miałam, choć chęci już duże!
Ale wracając do mojej pracy – od zalążka pomysłu widziałam Jihoona w roli głównego bohatera. Bardzo mi tu pasował. Uznałam, że chorujemy na niedobór fanfików o Wanna One, a że aktywności mają tylko przez rok (no trochę ponad rok) to trzeba zacząć od zaraz! A tak po za tym: możecie wyczuć tu delikatną nutę Małej Syrenki (moja najukochańsza bajka). Niestety końcówkę kompletnie zepsułam, tak myślę.
Tak więc: zapraszam do skomentowania, bo dawno nie pisałam nic w tych klimatach, a uwielbiam słuchać rad! Enjoy, foczki!
Usunęłam przypadkiem 3 raz komentarz. Długi komentarz. Euuuuughhhhh.
OdpowiedzUsuńDobra i tak napiszę go jeszcze raz :-:
To od początku:
Wchodzę na listę czytelniczą. Dostrzegam "Produce 101". Patrzę w ekran telefonu z niedowierzaniem. Klikam. Zaczynam czytać i umieram że szczęścia, bo to naprawdę opowiadanie z jednym z moich skarbów z Wanna One 😻 Chłopaków wprost uwielbiam 💗 I mimo, że w TOP11 nie znaleźli się wszyscy, którzy byli w mojej TOP11, bo nie ma w zespole Samuela, Jonghyuna i Seonho, to i tak nie mogę się doczekać piosenek chłopaków 🙈
Moim zdaniem końcówka to mistrzostwo 👏 Powiedziałabym, że jest najlepsza, ale całość to cudo, więc nie mogę.
Jeżeli można w ten sposób zainspirować się bajkami, to ja lecę od razu oglądać wszystkie Disneya. Uwielbiam je wszystkie, więc czasu na pewno nie zmarnuję :)
Poooozdrawiam XD
*jestem pewna, że o czymś jeszcze pisałam wcześniej, ale zapomniałam o czym*
Dziękuję bardzo <3
UsuńJa jestem nawet bardzo zadowolona ze składu Wanna One. Jejku, też kibicowałam mocno Samuelowi (ha, stanerka ze mnie była jeszcze przed Produce101 i debiutem Seventeen xd), Jonghyunowi i temu kurczaczkowi Seonho. Ale teraz i tak się chłopcy bardzo promują po programie, więc w sumie nie jest źle.
Boże, jak ty to robisz że twoje prace są tak plastyczne? I jak zawsze niezmiernie mi się podobają <3 Dziękuję, naprawdę dziękuje Ci że mogłam przeczytać tak dobrą pracę, pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadaniaazjatyckiejwariatki.blogspot.com/
dziękuję, aż się robi ciepło na sercu, gdy słyszy się takie rzeczy 💗
Usuń